Długo mnie tutaj nie było, za co wszystkich wiernych Czytelników przepraszam.
Na swoją obronę mogę tylko napisać, że łączenie funkcji Matki Polki ze strażakiem gaszącym prawnicze pożary („pani mecenas termin na odwołanie od decyzji ZUS mija za kilka dni, proszę mnie ratować”) do łatwych nie należy. A teraz w kancelarii mamy wyjątkowe natężenie spraw przeciwko Waszej ulubionej Instytucji.
Ale do rzeczy.
Niedawno w internecie przeczytałam informację, że ZUS zagląda na media społecznościowe osób pobierających zasiłek chorobowy. Generalnie – że ZUS buszuje na Facebooku.
Jedziesz na urlop i potrzebujesz urlopu? Wystarczy aby udało się przejść na L4. Dotarłeś na miejsce i wrzucasz fotki i informacje o tym jak tutaj jest fajnie na FB, Twittera i Instagram….Bój się. ZUS widząc Twoje zdjęcia na rajskiej plaży może mieć duże wątpliwości czy jesteś chory i wszcząć postępowanie wyjaśniające, Ciebie zaś wysłać na kontrolę do lekarza orzecznika. Nie oznacza to jeszcze odebrania świadczenia, ale tłumaczenie przed ZUS może być uciążliwe….
Z danych ZUS wynika, że w 2015 r. przeprowadził 165 tysięcy kontroli osób pobierających świadczenia.Czy to dużo? Sporo, choć świadczeń przyznano 4 miliony.
W tych statystykach jest ujęta pewnie moja klientka, której ZUS sprawdzał w ubiegłym roku każde L4 przez lekarza orzecznika, a gdy nie mógł ich podważyć znalazł inny sposób, by wykluczyć ją z ubezpieczeń. No więc teraz spotykamy się na sali sądowej.
Zatem maniacy mediów społecznościowych – chorując zróbcie sobie przerwę od portalu pana Zuckerberga 😉
A ja postawię rewolucyjną tezę – bierzcie urlop na urlop, a chorobowe w czasie choroby
Dokładnie! Wtedy ani ZUS, ani FB niestraszny.
A jak ktoś lubi się pieniaczyć, to niech w czasie choroby wrzuca zdjęcia ze starego urlopu 😉